Biegająca gołębica

13 lipca

Gołębica została stworzona dopiero niedawno, ale ciągle się skarżyła. Dobry Bóg przyjął ją w swoim wspaniałym ogrodzie. „Panie wszechświata, jakiś kot ciągle mnie śledzi i chce mnie zabić i pożreć. Dlatego ja spędzam dni na rozpaczliwej ucieczce, posługując się nic nie wartymi nóżkami, które mi dałeś!”.

Stworzyciel ulitował się nad gołębicą i podarował jej piękne, silne skrzydła. Po kilku dniach wróciła ona jednak do dobrego Boga, płacząc: „Panie wszechświata, kot nadal mnie prześladuje, a teraz, z tymi skrzydłami na plecach, jest mi jeszcze trudniej uciekać. Są ciężkie i przeszkadzają, a z moimi krótkimi i słabymi nóżkami jest coraz gorzej!”. Stworzyciel uśmiechnął się i powiedział: „Moja gołębico, nie po to dałem ci skrzydła, abyś nosiła je na plecach, ale po to, aby one uniosły cię do nieba!”.

Latawiec i gadatliwy gołąb

15 lipca

W jasny, wietrzny poranek marcowy, dziecko z pomocą dziadka wypuściło wspaniały latawiec. Niesiony przez wiatr, unosił się coraz wyżej, aż wreszcie stał się maleńkim punkcikiem w przestworzach. Sznur rozwijał się i podążał za latawcem ku górze, ale dziadek silnie przywiązał jego koniec do ręki dziecka.

Tam, w górze, latawiec kołysał się spokojnie, pewnie podążając za prądem powietrza. Dwa tłuste i bardzo gadatliwe gołębie, które leciały leniwie, zbliżyły się do latawca i zaczęły krytykować jego kolory.

„Jesteś rzeczywiście wystrojony, przyjacielu” – powiedział jeden z nich.

„Chodź z nami” – powiedział drugi. „Zrobimy wyścigi na wytrzymałość”.

„Nie mogę” – oświadczył latawiec.

„Dlaczego?”.

„Jestem przywiązany do mego panicza, tam, na ziemi”.

Dwa gołębie spojrzały w dół.

„Nie widzę nikogo” – powiedział jeden.

„Ani ja” – stwierdził latawiec. „Ale jestem pewien, że tam jest: od czasu do czasu czuję szarpnięcie za sznur”.

Leniwy sokół

16 lipca

Wielki król otrzymał w darze dwa malutkie sokoły i powierzył je zwierzchnikowi sokolników, aby je wyszkolił. Po kilku miesiącach ten zakomunikował, że jeden z dwóch sokołów jest już wyszkolony.

„A drugi?” – zapytał król.

„Przykro mi, Panie, ale drugi sokół zachowuje się dziwnie: może cierpi na rzadko spotykaną chorobę, której nie potrafimy wyleczyć. Nikt nie potrafi usunąć go z gałęzi drzewa, na której został umieszczony pierwszego dnia. Każdego dnia jeden ze służących musi wdrapywać się tam, by zanieść mu pokarm”.

Król zawezwał weterynarzy i wszelkiego typu uzdrowicieli, ale nikt nie potrafił zmusić sokoła do lotu. Władca zlecił to zadanie członkom swego dworu, generałom i najmędrszym doradcom, ale nikomu nie udało się usunąć sokoła z jego gałęzi. W końcu pewnego dnia król zwrócił się do poddanych z apelem, by pomogli mu w rozwiązaniu tego problemu.

Następnego dnia król otworzył okno i nagle ze zdumieniem zobaczył, że sokół fruwa wspaniale pośród drzew ogrodu.

„Przyprowadźcie mi sprawcę tego cudu!” – rozkazał. Wkrótce przedstawiono mu młodego wieśniaka.

„To ty sprawiłeś, że sokół fruwa?” Jak to zrobiłeś? Czy jesteś czarodziejem??” – spytał król. Onieśmielony, ale szczęśliwy chłopak odpowiedział: „To nie było trudne, królu. Ja po prostu ściąłem gałąź. Sokół zdał sobie sprawę, że posiada skrzydła, i zaczął fruwać.

Lew i muszka

18 lipca

Nad brzegiem strumyka zasnęła maleńka muszka. Z głębi lasu dał się słyszeć głuchy i potężny ryk. Biedna muszka ogromnie się przestraszyła. Wielki, tłusty lew ryczał z całych sił, szukając kolacji dla siebie. Muszka zawołała oburzona: „Hej, ty tam! Może zamilkniesz! Co ma znaczyć ten hałas? Czy nie możesz pozwolić spać spokojnie porządnym osobnikom? Jakie masz prawo do przebywania tutaj?”. Lew warknął: „Jakie prawo? Moje prawo! Ja jestem królem puszczy. Robię to, co mi się podoba, jem to, co lubię, idę tam, gdzie chcę! Jestem bowiem królem puszczy!”.

„A kto powiedział, że jesteś królem?” – spytała spokojnie muszka.

„Kto powiedział?” – zaryczał lew. „Ja to mówię, gdyż jestem najsilniejszy i wszyscy się mnie boją!”.

„Ale ja, na przykład, nie boję się ciebie, a więc ty nie jesteś królem”.

„Nie jestem królem? Powtórz to, jeśli masz odwagę!”.

„Naturalnie, że powtórzę. Nie będziesz królem, jeśli nie zwyciężysz w walce ze mną!”.

„Walczyć z tobą?” – warknął lew trochę zafrasowany. „Kto słyszał coś podobnego? Lew przeciwko muszce? Ty mały, nieznaczący drobiazgu! Jednym dmuchnięciem poślę cię na koniec świata!”.

Ale nie posłał nigdzie nikogo. Dmuchał i wysilał się z całych sił. Uzyskał jedynie to, że muszka, która huśtała się na źdźble trawy, wołała: „Jestem silniejsza od ciebie! Ja jestem królową!”. Wówczas lew stracił definitywnie poczucie proporcji i z rozwartą paszczą rzucił się, by połknąć muszkę, ale połknął jedynie kawałek trawy. A gdzie była muszka?

Właśnie w nozdrzu lwa, tam zaczęła łechtać go i kłuć. Lew uderzał głową w drzewa, drapał się pazurami, wrzeszczał, ryczał… „Och, mój nos! Mój biedny nos! Litości! Wyjdź stamtąd. Ty jesteś królową puszczy, jesteś wszystkim tym, czym chcesz być… Ale wyjdź z mego nosa!” – popłakiwał lew.

Wtedy muszka wyfrunęła z nosa lwa, który, upokorzony i udręczony, zniknął w głębi puszczy. Muszka zaczęła tańczyć z radości i wołać: „Jestem królową, królową! Pokonałam lwa! Zmusiłam go do ucieczki! Jestem silniejsza i przebieglejsza od niego!”.

Skacząc radośnie tu i tam, muszka nie zauważyła, że zaplątała się w coś cienkiego, lekkiego, silnego… w białe, długie nici, prawie niewidoczne wśród drzew, które okręciły się wokół owada, krępując jego nóżki i skrzydła. Pająk zjawił się ze swymi ośmioma nóżkami, mrucząc: „Cóż to za wspaniała zakąska na kolację…”.

Dobra rada pasterza

22 lipca

Trzy osoby znalazły się pewnego dnia na brzegu rzeki o wodach spienionych i groźnych. Osoby te musiały przeprawić się na drugi brzeg. Była to dla nich sprawa bardzo ważna. Pierwszy mężczyzna, przebiegły kupiec i wielki kombinator, który potrafił kierować ludźmi i sprawami, ukląkł i zwrócił się do Boga: „Panie, spraw, bym odważył się rzucić w te groźne wody i przeprawić się przez rzekę. Po drugiej stronie czekają na mnie ważne sprawy. Podwoję moje zyski, ale muszę się spieszyć…”. Wstał i po chwili wahania rzucił się do wody. Ale rzeka porwała go ze sobą.

Drugi był żołnierzem, znanym z prawości i mocy ducha. Stanął na baczność i tak się modlił: „Panie, obdarz mnie siłą, bym mógł przezwyciężyć tę przeszkodę. Ja zwyciężę rzekę, gdyż walka o zwycięstwo jest moją dewizą”. Rzucił się bez wahania, ale prąd był silniejszy od niego i porwał go ze sobą.

Trzecią osobą była pewna kobieta. W domu czekali na nią mąż i dzieci. Również ona uklękła i pomodliła się: „Panie, pomóż mi, obdarz mnie radą i mądrością, abym mogła przeprawić się przez tę groźną rzekę”. Wstała i zauważyła w pobliżu pasterza, który pilnował swego stada na pastwisku. „Czy jest tu jakaś możliwość przeprawienia się przez rzekę??” – spytała.

„Dziesięć minut drogi stąd, za tą wydmą, znajduje się most” – odpowiedział pasterz.

Bez usprawiedliwienia

25 lipca

Którejś niedzieli, na bramie kościoła wywieszono takie obwieszczenie: „Aby umożliwić wszystkim przyjście do kościoła, w najbliższą niedzielę zorganizujemy specjalną niedzielę bez usprawiedliwień. W zakrystii zostaną umieszczone łóżka dla wszystkich tych, którzy twierdzą: Niedziela jest jedynym dniem tygodnia, w którym mogę się wyspać. Przygotowany zostanie specjalny sektor miękkich foteli dla tych, którzy uważają, że ławki są niewygodne. Odpowiednie krople do oczu zostaną ofiarowane tym, którzy mają oczy zbyt zmęczone wpatrywaniem się całą noc w telewizję.

Stalowy kask otrzymają wszyscy, którzy mówią Jeżeli pójdę do kościoła, może spaść mi na głowę dach. Miękkie pledy dostarczy się osobom, które twierdzą, że kościół jest zbyt zimny, a wentylatory osobom, które uważają, że w kościele jest za gorąco. Do dyspozycji będą kartki dla tych, którzy pragną przeprowadzić klasyfikację osób zawsze chodzących do kościoła, ale zachowujących się gorzej od innych.

Krewni i przyjaciele zostaną wezwani do pomocy paniom, które nie mogą równocześnie przyjść do kościoła i przygotować obiadu. Wszystkim, którzy niepokoją się koniecznością złożenia ofiary, rozda się odznaki z napisem Już dałem. W jednej nawie zostaną umieszczone drzewa i kwiaty dla osób szukających Boga w przyrodzie. Lekarze zajmą się osobami, które chorują wyłącznie w niedzielę. Dostarczymy aparaty osobom, które nie słyszą kazania, a specjalne zatyczki tym, którym jest zbyt głośno.

Kościół zostanie ozdobiony równocześnie gwiazdami betlejemskimi i liliami wielkanocnymi dla tych, którzy zawsze i jedynie lubią jeden rodzaj kwiatów”.

Strategia osła

26 września

Żyli kiedyś stary człowiek i stary osioł. Któregoś dnia osioł wpadł do studni, już wyschniętej, ale głębokiej. Biedne zwierzę ryczało przez cały dzień i mężczyzna zastanawiał się, jak je wyciągnąć ze studni. W końcu jednak pomyślał, że osioł jest bardzo stary i słaby, a on sam od dawna zdecydował się wypełnić ziemią wyschniętą studnię. Postanowił zasypać zwierzę.

Poprosił sąsiadów, aby wszyscy zaopatrzyli się w łopaty i zaczęli zrzucać ziemię do studni. Osioł znów zaczął ryczeć ze wszystkich sił. Po pewnym czasie, ku zdumieniu wszystkich, ze studni nie dochodził żaden głos.

Właściciel osła spojrzał do studni, sądząc, że zwierzę nie żyje, ale zobaczył niewiarygodny obrazek: ilekroć zrzucano porcję ziemi, osioł deptał ją kopytami. Jego właściciel i sąsiedzi nadal wsypywali ziemię, a osioł deptał ją, tworząc coraz wyższą górkę. W końcu udało mu się wyskoczyć ze studni.