„Z pamiętnika czerwonej pół-kadry”


DZIEŃ TRZECI


25 lipca- środa


Dzień trzeci- czas start! Dzisiaj wyjątkowa nie zaczęliśmy od mszy świętej, nawet nie od wspólnego śniadania! Biedna grupa starsza (fioletowe, czerwone i żółci)- posiłek zaczęli bowiem o 7:15! A to wszystko dlatego, że wybierali się do Czech. Niestety, ja nie wybrałam się z nimi, więc wspomnienia z tego dnia zostaną opisane przez kogoś innego (na pewno będą równie dobre, jak nie lepsze). Jeśli zaś chodzi o grupy młodsze + czerwoną pół-kadrę , to śniadanie zaczęliśmy o 8:15. Z tego, co pamiętam, były to kanapki z dodatkami.
O 9:15 siedzieliśmy już w autokarze, zmierzając do Karpacza. Pierwszym punktem programu było Miejskie Muzeum Zabawek. Eksponaty w nim się znajdujące pochodzą z kolekcji twórcy wrocławskiej pantomimy - Henryka Tomaszewskiego. Aktor jeździł z teatrem po świecie i starał się z każdego miejsca przywieźć pamiątkę w postaci lalki. Dzięki temu udało mu się zgromadzić imponujące zbiory zabawek ze wszystkich stron świata! Lalki były niezwykle ciekawe i przepiękne, można było szczegółowo prześledzić historię lalkarstwa. Oprócz lalek były tam mebelki, samochody, misie oraz… przerażające klauny! Na górze znajdowała się wystawa Gwiezdnych Wojen, których fanką niestety nie jestem, więc więcej Wam o niej nie opowiem , jeśli jednak Wasze dziecko do nich należy, na pewno zamęczy Was opowieścią o statkach kosmicznych i innych takich . Następnie udaliśmy się do Świątyni Wang. Musieliśmy trochę się wspiąć pod górę, nie była to jednak Śnieżka hah. Kościółek przybył do nas ze średniowiecznej Norwegii. Kiedyś był katolicki, teraz ewangelicko-augsburski. Usiedliśmy w środku i wysłuchaliśmy nagrania opowiadającego o historii i funkcji świątyni. Na zewnątrz znajdował się mały cmentarzyk, na którym zostali pochowani dwaj przyjaciele (aż do grobu to dobre określenie)- Henryk Tomaszewski, o którym już wspomniałam oraz Tadeusz Różewicz- poeta, dramaturg, prozaik i scenarzysta. Teraz pojechaliśmy do centrum Karpacza- a dokładniej na deptak. Ale wcześniej zjedliśmy prowiant (bogaty w słodycze) w parku. Mieliśmy godzinę na pamiątki, gofry, lody…Czego dusza zapragnie! I wreszcie, aquapark! I to w jakim miejscu-„śmierdzący bogactwem” Hotel Gołębiewski, w którym znajduje się park wodny Tropikana. Spędziliśmy tam dwie godziny, mogliśmy skorzystać z jaccuzzi, rwącej rzeki, basenów otwartych  z widokiem na góry, sztucznej fali, kubłów wody wylewających się na leżących pływaków, groty solnej oraz lodowej tylko dla odważnych! Były także cztery rury, w tym cebula/ lejek, która jednak była zakazana dla większości, ja akurat miałam szansę z niej skorzystać, jednak z niej nie skorzystałam. Po caaaałym długim dniu wreszcie nadeszła pora na ciepły posiłek. Ryż z kurczakiem, brokułem i marchewką jednych zachwycił, innych nie. Były też oczywiście kanapki dla głodomorów.
O 19:45 odbyła się msza święta- Ziarno Drugie- „…przyjdź królestwo Twoja, bądź wola Twoja, jako w niebie i na ziemi”. Miejmy nadzieję, że ziarenko udało się zasiać w naszych sercach. Śpiew coraz lepszy! Po mszy zamiast normalnego pogodnego wieczora był krótki apel, dowiedzieliśmy się, co będziemy robić jutro. Zamiast modlitwy wieczornej zaśpiewaliśmy uwielbianą przez weteranów kolonijnych piosenkę „Późno już”. I klasycznie prysznic i do łóżka.


Zuzia