„Z pamiętnika czerwonej pół-kadry”


DZIEŃ CZWARTY


26 lipca- czwartek


I kolejny kolonijny dzień przed nami! Wszystko zaczęło się klasycznie, no może nie do końca, bo msza odbyła się o 7:45. Tym razem ksiądz zasiał w nas Ziarno Trzecie: „…chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj…”, pierwszy raz zostały odczytane nasze intencje. Po mszy znów według schematu- śniadania. Standardowo- kanapki, brak płatków dzisiaj.
Po śniadaniu, o 9:15 i starsze, i młodsze grupy wybrały się w teren. Tylko że młodsze miały duże ułatwienie w postaci autokaru, ja byłam w gronie tych szczęśliwców hehe. Starszaki poszły góry, a dokładniej wjechały wyciągiem na Szrenicę. Postaram się tu przedstawić to, co usłyszałam od koleżanek z grupy. Więc tak: w czasie wjeżdżania, które trwało 20 minut, pewnej dziewczynce wypadł worek z bardzo cennymi przedmiotami! Ciekawe, kto z Was wie, o kogo chodzi. Przez to było małe opóźnienie, ale chyba udało się odnaleźć zgubę . Następnie koloniści (i kadra oczywiście) weszli do schroniska, które ponoć „pachniało” kapuśniakiem. I teraz zaczęła się katorga. Biedacy musieli schodzić po błocie, kamieniach, Bóg wie czym jeszcze! Było to 10 km, nie ma aż takiej tragedii, ale sama nie chciałabym być na ich miejscu. Na szczęście wszystkim udało się wrócić bez większych problemów. Więc to tyle, jeśli chodzi o starsze grupy, teraz pora na maluchy (nie czuję, że rymuję haha). Maluszki wybrały się do Zamku Śląskich Legend w Pławnie- jechały tam ponad godzinę! Zamek moim zdaniem to za dużo powiedziane- był to mały domek delikatnie przypominający zamek. Na początku dzieciaki zajęły się karuzelą- cóż za atrakcja! Przypomniała ona taką z wesołego miasteczka, miała narysowana postaci z bajek Disney’a na fasadzie. Żeby dało się ją zakręcić, należało użyć siły własnych mięśni. Następnie zajął się nami pan Szczepan w stroju średniowiecznego mnicha, zaprowadził nas do „kuźni talentów”, gdzie pokazał nam, jak się wyrabia stal. Wszyscy zainteresowani mogli się ustawić w kolejce i spróbować sami. Później wybraliśmy się do osławionego wcześniej zamku, który okazał się dosyć małą klitką, gdzie nawet krzeseł nie było. W izbie znajdowały się kukiełki (w ludzkich rozmiarach!), które później można było pociągnąć za sznurki- to chyba dzieciakom się najbardziej spodobało hah. Puszczono nam z głośników legendy śląskie czytane przez aktora. Pan Szczepan poruszał sznurkami w czasie odczytywania podań. Pierwsza była o rozmowie dwóch gentlemanów, ale w sumie nie jestem pewna, o co w niej chodziło. Następna była moja ulubiona- o parze zakochanych, którzy osaczeni na szczycie wierzy postanowili raczej skoczyć, niż się rozdzielić. Było to romantyczne i smutne, podobało mi się. Następna była o skąpym młynarzu i Duchu Gór. Nie pamiętam wszystkich, ale było coś o pięknej kasztelance zamkniętej pod ziemią, która zakochała się w rycerzu. Następnie zostaliśmy podzieleni na grupy według płci. Chłopcy poszli na litografię, dziewczynki na lepienie z gliny, później zamiana. Najsmutniejsze było to, że naszych glinianych wyrobów nie można było zabrać do domu. A zrobiłam taką piękną różę! Później wybraliśmy się do miejsca przy parkingu. Były tam jakby mury obronne i koń trojański. Niestety z powodu skwaru korzystanie z nich nie było przyjemne. Byliśmy tam przez około 15 minut, potem udaliśmy się do Arki Noego. Była ona naprawdę imponująco wielka! Jej długość wynosiła 40 metrów! Co ciekawe, zbudowało ją zaledwie pięciu mężczyzn w ciągu ośmiu miesięcy! Przed wejściem do Arki stały duże figurki zwierząt oraz wiosła nieco przypominające na pierwszy rzut oka łyżki. Mogliśmy oglądać tam przedmioty kultu religijnego, zarówno katolickiego, protestanckiego, jak i prawosławnego. Była nawet Biblia po niemiecku z XVIII wieku! Po Arce wreszcie do domu na obiad. Był dziś wyjątkowo smaczny- ziemniaki i bitki. A na deser- lody!
Po ciszy poobiedniej grupy zajęły się przygotowywaniem informacji na temat Szklarskiej Poręby. Potem kolacja- klasyczne kanapki, bez pomidora. Po kolacji pogodny wieczór. Zaczęły fioletowe, zaprezentowały nam Hutę Józefinę. W przedstawieniu występował właściciel tutejszych ziem- Ludwik Schaffgotsch wraz z małżonką Józefiną. Następnie na scenę weszli zieloni- pokazali dopracowany plakat przedstawiający kościół pw. Św. Maksymiliana Marii Kolbego. Powrócił Yellow Squad ze swoim talk show ,w ramach którego odbył się quiz wiedzy o kościele Bożego Ciała. Po żółtych różowe dziewczynki obrazkowo opowiedziały legendę o Kruczych Skałach. Potem grupa niebieska wyjaśniła, co oznaczają poszczególne pola w herbie Szklarskiej Poręby. Na końcu była grupa czerwona, mówiąca o Skwerze Radiowej Trójki. Zaprezentowała informacje o nim w formie dialogu starszych pań z dziećmi. Wszystkie występy zostały nagrodzone gromkimi brawami. Po scenkach zostały wyczytane rodzinki. Nie odbyło się bez śmiechu, a nawet łez! Była też niestety „wtopa”, za której przyczyną stoi nie kto inny, jak ja. Niedokładnie przepisałam nazwiska z listy „rodzinkowej” i okazało się, że jedna dziewczyna została pominięta. Przepraszam Cię Martyno! Mea culpa… Gdy rodzinki zostały przydzielone, zabrały się za małą integrację. Miejmy nadzieję, że udało się bez większych konfliktów interesów, ale wiadomo, rodziny się nie wybiera. Aaa, przed integracją jeszcze modlitwa i do łóżeczek Dobranoc!


Zuźka