„Z pamiętnika czerwonej pół-kadry”


DZIEŃ PIĄTY


27 lipca- piątek


Jest! Udało się- mój pamiętnik trafił wreszcie na stronę internetową! Dla niewtajemniczonych pisałam go każdego dnia, ale dopiero dzisiaj udało mi się uprosić o publikację. Dzisiejszy dzień, to tak naprawdę powtórka 25 lipca z drobnymi zmianami. Tylko wszystko na odwrót- młodsi wybrali się do Czech, starsi do Karpacza. Tak jak dwa dni temu mszy nie było (rano, wieczorem a i owszem ). Ja opiszę Wam tym razem wycieczkę za granicę. Wstaliśmy baaardzo wcześnie, już o 7:15 byliśmy na stołówce. Śniadanie- niespodzianka- parówki! Szczęścia nie było końca. Gorzej tylko, że dzisiaj jest piątek. Nie wiem jak inni, ale ja o tym fakcie zupełnie zapomniała. Ksiądz diakon nam o tym przypomniał, ale powiedział też, że w podróży post nie obowiązuje. Co za wspaniała wiadomość, zważając na kolację.
Od razu po śniadaniu udaliśmy się do autokaru, gdzie większość przespała najbliższą godzinę. Na początku dotarliśmy do Jaskiń Bozkovskich. Temperatura pod ziemią wynosiła 7 stopni Celsjusza! Na szczęście pobyt w nich nie był aż tak długi. Jednak nawet tak niska temperatura nie przeszkadzała w oglądaniu zabierających dech w piersiach widoków! Mnie szczególnie zachwyciły jeziorka z krystalicznie czystą i zapewne przerażająco lodowatą wodą. Wyjście z jaskini graniczyło z szokiem termicznym! Różnica jakichś 20 stopni to niemała gratka! Po jaskiniach przyszedł czas na mój ulubiony punkt programu- spacer w koronach drzew! Jechaliśmy tam co prawda baaardzo długo, jednak bez dwóch zdań- było warto! Moja galeria w telefonie zapełniła się pięknymi widokami Najciekawsze zdjęcia można było wykonać, gdy się rozpuściło włosy (dziewczyny heh) i poczekało na odpowiedni wiatr! Do wykonania zdjęcia najlepiej powinno się stać na samym szczycie- 820 m n.p.m. Efekt niesamowity! Dodatkową atrakcją był zjazd niezwykle długą rurą! Kosztował on 50 koron, a ja chciałam jeszcze kupić czekoladę (studencką ), więc zrezygnowałam. Niestety- nie byliśmy w żadnym sklepie . Dość zabawne było to, że pomimo przebywania zagranicą, czułam się jak w ojczyźnie. Na każdym kroku słyszało się polski, ewentualnie piękny język naszych nadodrzańskich sąsiadów . Spacer był naprawdę wspaniały, ten zapach drzew pozostanie na długo w mojej pamięci! Po koronach przyszedł czas na skocznię narciarską w Harrachovie. Szczerze mówiąc, nie zachwyciła. I jak na moje oko nadawała się raczej do gruntownego remontu niż skoków. Na szczęście nie spędziliśmy tam zbyt dużo czasu- śpieszyliśmy się na pyszniutką kolacyjkę. Niestety znów mięsną- gołąbki, bez ziemniaków . Oraz standardowe kanapki.
Po kolacji msza- kazanie księdza: „Ziarno czwarte, … i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom…”. Tym razem dużo do życzenia pozostawiała grupa niebieska- małe słodkie diabełki. Chustę otrzymała grupa czerwona! Hip hip, hurra! Następnie została odczytana bajka Bruna Ferrera „Sklep”, w formie dialogu pomiędzy niezastąpioną panią Izą a Olkiem Lewickim. Modlitwa wieczorna z okazji piątku to dziesiątka koronki do Bożego Miłosierdzia. Tym razem diakon się nie zaśmiał . Jutro bieg rodzinek! Nie mogę się doczekać!!! Długa noc przed kadrą…


Wasza wierna Zuzia