„Z pamiętnika czerwonej pół-kadry”


DZIEŃ ÓSMY


30 lipca- poniedziałek


Dziś znowu powtórka z 26 lipca. Jedyna zmiana jest taka, że nie zaczęło się od mszy świętej, ponieważ wczoraj opuścił nas ksiądz Wojciech. Zjedliśmy więc śniadanie o 8:00, a już o 8:30 starsza grupa siedziała w autokarze.
Pojechali do Zamku Śląskich Legend. Kilka dni temu opisywałam moje przeżycia w tym miejscu. Dlatego skupię się raczej na wycieczce w góry. Zacznę jednak od początku. Gdy nasi starsi koledzy wygrali się na Szrenicę, postanowiłam „zachorować”. Nawet dostałam propozycję zostania w domu, jednak stwierdziłam tak- raz się żyje, ile razy w roku mam szansę pobyć w górach? Poza tym nie chciałam być „mięczakiem” i ostatecznie poszłam. Z perspektywy czasu muszę przyznać, że nie był to najgorszy pomysł. Na początku trzeba było dojść do wyciągu krzesełkowego. Nie byłoby to problemem, gdyby nie fakt, że panował niemiłosierny skwar, a dodatkowo nie było nigdzie ani skrawka cienia. Coś strasznego. Przed wejściem na wyciąg każdej starszej osobie przydzielono młodszego „przyjaciela”- te odrobinkę mniej grzeczne dzieci. Ja też dostałam jednego pod opiekę, jednak mój nowy kolega zachowywał się naprawdę jak należy i nie miałam z nim najmniejszych kłopotów. Po pierwszej kanapie (były dwuosobowe) przesiedliśmy się do drugiej. Tym razem na szczęście nikomu nic nie spadło . Gdy dojechaliśmy na szczyt, przyszedł czas na zdjęcia. Widoki były naprawdę fenomenalne!!! Następnie udaliśmy się do baru. Pan przewodnik polecił nam ponoć wyśmienite naleśniki z serem i jagodami. Wiele osób posłuchało jego rady i je zamówiło. Potem znów robiliśmy zdjęcia, w tym grupowe. Pogoda na 1361 m n.p.m. była wręcz wspaniała! Miły, orzeźwiający wiaterek i brak słońca był nam bardzo potrzebny. Szkoda, że szybko trzeba było się stamtąd „ewakuować”. Schodzenie było dość przyjemne- wybraliśmy krótszą trasę, całą wybrukowaną. Postoje miały miejsce stosunkowo często, leżenie w trawie z zamkniętymi oczami to wspaniała sprawa! Pod koniec wycieczki zatrzymaliśmy się przy wodospadzie Szklarki, gdzie wiele osób zjadło lody. Z powodu częstych i długich przerw spóźniliśmy się na obiad około pół godziny. Ale udało się, zjedliśmy zupę kalafiorową i kaszę z gulaszem. Całkiem smaczne.
Po obiedzie grupy zajmowały się przygotowywaniem scenek biblijnych zawierających słowo klucz- ziarno. Na początku przywitaliśmy świeżo przybyłego księdza Tomasza. Następnie rozpoczęło się przedstawianie krótkich fragmentów. Zaczęły fioletowe z przypowieścią o Synu Marnotrawnym. Mnie ta inscenizacja bardzo się podobała, było duże tekstu i ładnej charakteryzacji. Następnie wystąpili zieloni z opowieścią o szabacie i Jezusie. Wszyscy byli przebrani, dzięki czemu wszystko wyglądało schludnie i estetycznie. Jednakże ich scenka była zbyt krótka i za mało w niej było treści- to moje własne zdanie. Później na scenę wyszły różowe z rozmnożeniem chleba i ryb. Po nich przyszła kolej na żółtych, którzy przedstawili stworzenie świata. Nie było tu ani strojów, ani gry aktorskiej- czterech chłopaków czytało fragment na role. Potem niebiescy- połów ryb. Najzabawniejszym elementem był chyba pewnie uczeń Jezusa z ciekawym kolorem włosów, który postanowił zaprezentować nam swoje umiejętności taneczne. Najlepsze na koniec- czyli czerwone z przypowieścią o Siewcy, która pojawiła się również w Ewangelii. Po scenkach odbyła się pierwsza msza święta z udziałem ks. Tomasza, który przywiózł ze sobą ziarenka pszenicy- rozdawane następnie po mszy. Po mszy miała zostać przekazana chusta. Zieloni długo czekali na diakona i z dalszego obrotu sprawy wynika, że może lepiej by było, żeby nie czekali. Diakon bowiem, ku zdziwieniu wszystkich, głównie zielonych, przekazał chustę grupie uważanej za najniegrzeczniejszą- niebieskiej. Diakon zrobił to bez porozumienia ze swoimi wychowankami. Najgorsze jest to, że chustę miałyśmy otrzymać my- tzn. ja i Natalia. No ale cóż, jak diakon postanowił, tak się stało… Po chuście znów przywitano księdza Tomasza, który oznajmił nam, że dzisiaj we Wrocławiu termometry odnotowały aż 35 stopni Celsjusza! Teraz, jak co dzień, przyszła pora na bajkę pana Ferrero pod tytułem „Rozwiązanie”. Bajka była naprawdę mądra i myślę, że wielu z nas, szczególnie tym młodym, dała bądź powinna dać dużo do myślenia. Tym razem wszystko odbyło się bez modlitwy wieczornej. Ale msza na szczęście była.


Dobranoc, Zuzia!